DZIEŃ PRZED PREMIERĄ : Morze Spokoju / Katja Millay
„Nienawidzę swojej lewej ręki.
Nienawidzę na nią patrzeć. Nienawidzę, kiedy drży i zacina się, i przypomina o
utraconej tożsamości. Ale i tak na nią patrzę, ponieważ przypomina mi również o
tym, że znajdę chłopaka, który wszystko mi odebrał. Zamierzam zabić swojego
mordercę. I zamierzam zrobić to lewą ręką.”
(Morze Spokoju, Katja Millay, Wyd.
Jaguar, str. 7)
Życie
jest wyjątkowo kruche. Co ma zrobić osoba, którą spotykają największe tragedie?
Jak ma zachować się całe społeczeństwo względem tej osoby? Ignorancja? Litość?
Czy taka osoba ma szansę na miłość? Czy klasówki w szkole albo popsucie
komputera to coś, nad czym powinniśmy ubolewać? Jak patrzeć na świat, by nic
nie tracić, by nie płakać? To jedne z niewielu pytań, jakie nasunęły mi się na
myśl podczas czytania „Morza Spokoju”.
Nastya
powraca do szkoły po rekonwalescencji. Może i ubiera się dziwnie, dość
wulgarnie, ale wie, że i tak wszyscy będą się na nią gapić. Przez rękę, przez
bliznę na czole. Przez to jaka jest i co przeżyła. Woli więc zwrócić na siebie
uwagę krótką spódniczką, niż opowiadać o śmierci. Poza tym i tak nie mogłaby im
opowiedzieć. Z różnych względów.
Do tej
samej szkoły uczęszcza Josh. Jest zamknięty w sobie, nikt nawet nie próbuje do
niego zagadać. Nienawidzi swojego gównianego
życia i jedyne, po co przychodzi do szkoły, to praca w warsztacie. Stolarka
i rzeźbienie mebli to dla niego terapia po tym wszystkim, co musiał przeżyć,.
To jedyny sposób, na radzenie sobie z samotnością.
„Śmierć nie jest taka straszna,
kiedy już ją przeżyjesz. A ja przeżyłam. Już się jej nie boję. Boję się całej
reszty.”
(Morze Spokoju, Katja Millay, Wyd.
Jaguar, str. 9)
Nie
wiemy od początku, co tak naprawdę gnębi bohaterów. Musimy sami się tego
domyślić z pozornie nic nie znaczących opisów czy dialogów. Czasem jedno słowo
ma niesamowite znaczenie. Dopiero potem dociera do nas, że rzeczywiście, to
jedno wyrażenie nie było przypadkowe, że rzeczywiście ma sens i dziwimy się,
dlaczego nie zwróciliśmy wcześniej na to uwagi, że to przecież było oczywiste.
Co rozdział dowiadujemy się o bohaterach czegoś więcej, ale wciąż za mało.
Podziwiam autorkę, że udało jej się stworzyć tak niesamowitą fabułę, ukrywając
przy tym podstawowe elementy, które powinnyśmy poznać od razu. Niby wiadomo, że
to będzie romans, że głównie bohaterowie zakochają się w sobie. A jednak po
drodze tyle się dzieje, czytamy dalej by poznać, w pewnym sensie, początek
całej historii. Odkrywamy tajemnice i każdy kolejny rozdział jest jeszcze większym
zaskoczeniem.
„Morze
Spokoju” napisano w czasie teraźniejszym. Osobiście nie przepadam za tym
sposobem pisania, ale w wypadku tej powieści nie wyobrażam sobie innego. Dzięki
temu czułam się, jakbym stała obok bohaterów, doznawała tego samego co ona, dokładnie
w tym samym momencie. Rozdziały pisane raz z perspektywy Nastya’y a raz Josha,
pokazywały osobno uczucia każdego z nich. I ten styl pisania – początkowo
krótkie, pourywane zdania, z powtórzeniami. Tak zwyczajnie, a tak wiele mówi
nam o bohaterach, o ich wyobcowaniu, niezrozumieniu, rezygnacji, pokazuje ich
chaotyczne myśli. Dopiero potem, kiedy zaczynają się otwierać, ich myśli
przybierają inną formę. Tak prosty środek stylistyczny, może nawet niezbyt
zamierzony, a tak oddziałuje na czytelnika.
Z
Nastyą czułam jakąś dziwną więź. Nie wyglądam jak ona, ani nie przeżyłam tego
samego. Ale w życiu spotkało mnie wiele niezbyt przyjemnych sytuacji, które
wciąż za mną podążają, a w takim momencie łatwo się załamać. Rozumiałam każdy
jej ruch, każdy krok, każde słowo, które wypowiadała i podświadomie wiedziałam,
że pewnie też bym tak zrobiła. To, co przeżywali jej bliscy, też było mi dobrze
znane.
Książkę
czytałam długo. Ale nie dlatego, że nie miałam na nią ochoty, czy że nie
przypadła mi do gustu. Po prostu chciałam się nią napawać. Po każdym rozdziale
zamykałam oczy, wyobrażałam sobie, jak mógłby wyglądać w wersji filmowej, albo
w rzeczywistości. Analizowałam każde zdanie, próbując wykryć tajemnicę, która
się w nim kryje.
Okładka.
Cudna okładka. Niby zwyczajna para, a jednak jest w tym coś, że łapie za serce,
cos wyjątkowo ujmującego. Przyznam jednak, że okładka oryginalna podoba mi się
nieco bardziej. Widzieliście? Co na niej widzicie? Profile zakochanej pary czy
pudełko jogurtu leżące na chodniku? Magia!
Może
zabrzmi to dziwne, ale żałuję, że przeczytałam tą książkę. Bo chciałabym
przeczytać ją jeszcze raz i przeżyć wszystko ponownie. A wiem, że będę
pamiętać, że znam już zakończenie i to nigdy nie będzie to samo. Ale emocje
wciąż będą powracać. Wiem jedno. Na przestrzeni lat będę wracać do tej powieści.
Do tych uczuć, melancholii, łez, uśmiechów i roztrzaskania serca na drobny mak.
Końcówka
była najgorsza. A może najlepsza. Nie wiem. Gardło miałam ściśnięte i oczy
zaczęły mnie piec. Chyba nie muszę mówić nic więcej. Dawno żadna powieść mnie
tak nie poruszyła i nie została w pamięci. Są książki, o których można
zapomnieć. Ale tu żaden szczegół z głowy człowiekowi nie wyleci, nawet, jeżeli
bardzo by chciał. I wcale nie zdziwiłabym się, gdybyśmy już wkrótce usłyszeli o
przygotowywanej ekranizacji…
„Straciłam niemal cały szesnasty
rok życia. Podczas gdy inne dziewczyny myślało nadchodzących imprezach, kursie
na prawo jazdy i stracie cnoty, ja musiałam myśleć o rehabilitacji,
konfrontacjach policyjnych i wizytach u psychiatry.”
(Morze Spokoju, Katja Millay, Wyd.
Jaguar, str. 144)
Morze Spokoju
Katja Millay
The Sea of
Tranquility
Wydawnictwo
Jaguar
380/460 str.
2014
Premiera: 19.03.2014
Za możliwość przeczytania “Morza Spokoju” jeszcze przed
premierą serdecznie dziękuję Wydawnictwu Jaguar
Z książką kojarzy mi się piosenka…
Przeczytam tyle, ile mam wzrostu
+ 2,3
DZIEŃ PRZED PREMIERĄ : Morze Spokoju / Katja Millay
Reviewed by Unknown
on
wtorek, marca 18, 2014
Rating: