You made every day epic... Promyczek - Kim Holden | RECENZJA KSIĄŻKI
Są takie książki, przy których wszyscy płaczą rzewnymi łzami. Są takie książki, którymi każdy się zachwyca i rozpływa nad ich idealnością. A potem czytam je ja. I mam wrażenie, że czytam jakieś inne pozycje. Bo ZNOWU przeczytałam za dużo pozytywnych opinii i ZNOWU postawiłam poprzeczkę zbyt wysoko. Książka okazuje się być bardzo dobra, a ja czekam na coś wyjątkowo dobrego.
Obejrzyj video recenzję i sprawdź, jak robię zakładkę inspirowaną powieścią!
Promyczkiem Kim Holden zachwycali się niemal wszyscy. Do momentu sięgnięcia po lekturę nie spotkałam żadnej, dosłownie żadnej negatywnej recenzji. Co więcej, większość z nich zgodnie twierdziła, że od połowy tej pokaźnej cegiełki płacze się jak bóbr i łzy ciekną także długo po przewróceniu ostatniej strony. Niech nikogo nie zdziwią więc moje przygotowania do lektury: wodoodporny tusz, dwa pudełka chusteczek, telefon pod ręką, by na bieżąco nagrywać relację z lejących się na parkiet łez. I niczego nie wykorzystałam. Uroniłam może łzę czy dwie na ostatnich stronach, ale to wszystko. Nie ukrywam, być może zaparłam się w duchu, przygotowałam na prawdziwą tragedię i głos z tyłu głowy podpowiadał mi "nie płacz, nie płacz, zaraz przyjedzie kurier, jak będziesz wyglądać?". Może to kwestia stresu związanego z aktualną sytuacją w życiu prywatnym, która nie pozwalała mi na całkowite oddanie lekturze? Może. Ale czy idealna książka nie powinna być w stanie wydusić ze mnie potoków łez nawet w takim momencie? Bo znowu muszę ocenić lekturę bardzo subiektywnie, z perspektywy osoby bez serca, która swoje wie i przeżyła, przez co w każdej pozycji o chorobie wyłapuje zbyt wiele nieścisłości.
Życie dla nikogo nie jest łatwe. Wszyscy musimy walczyć, by wycisnąć dobro z czasu, który nam ofiarowano.
Nie będę jednak zaprzeczać, w tej powieści new adult jest coś niezwykle przyciągającego, bardzo melancholijnego i refleksyjnego. Coś, co pozwala nam niejako zżyć się z bohaterami i pochłonąć pięćset stron w jeden dzień. I to, co chyba w niej najważniejsze, to, oprócz historii tytułowego Promyczka, czyli dziewczyny z pewnymi tajemnicami, która stara się wprowadzać wszystkich wkoło do swojego różowego świata tęczy i jednorożców i ulepszać ich życie, to pewien ukryty przekaz. Przekaz bardzo silny, motywujący odbiorcę do pewnej refleksji nad swoim życiem, do czerpania z niego garściami i zaprzestania zerkania w przeszłość czy przyszłość, a życia chwilą. To robi na czytelniku największe wrażenie i wydaje mi się, że to właśnie przez to w moich oczach pojawiły się łzy na koniec powieści - w momencie, kiedy ta prawda dociera do nas z największą siłą.
Skąd jednak moje negatywne odczucia po lekturze? Bo niemal każdy element, który był bardzo dobry, miał w sobie pewien minus. Promyczek, jako postać, jest bardzo dobrze wykreowana. To typ uroczej osób, którą ma się ochotę przytulić, albo zamordować za to, że jest tak szczęśliwa. Z jednej strony każdy z nas marzy o posiadaniu tak pomocnego i optymistycznego przyjaciela, ale w jej osobie pojawiło się kilka zgrzytów. Nie chcę spoilerować, ale jeżeli jesteście zainteresowani, to pod recenzją znajduje się sektor ze spoilerami.
Spodobali mi się bohaterowie drugoplanowi i poboczni, chociaż ich wątki zostały potraktowane z lekka po macoszemu i najciekawsze charaktery pojawiały się raz na jakiś czas, by rzucić fajnym tekstem i znowu zniknąć. Jeżeli chodzi o romans występujący w powieści, również przypadł mi do gustu. Nie jest oczywisty od początku, chociaż w trakcie jesteśmy już w stanie przewidzieć zakończenie, a w fabule nie pojawia się żaden wielki twist, który mógłby nas zaskoczyć. No, może kwestia Stelli. Wprowadzenie jej postaci zrobiło na mnie największe wrażenie. Kolejna sprawa to moje zamiłowanie do szybkiej akcji, czego w Promyczku nie zaznałam. Ilość stron stworzyła nam dokładny zarys Promyczka, Gusa czy Kellera, a więc głównych postaci, podsuwając nam pod nos kolejne tropy i elementy, z którymi moglibyśmy się utożsamić, a więc i bardziej płakać na koniec. Jednak momentami nieco się wynudziłam i domyślając się, do czego to wszystko dąży, chciałam już przejść dalej. Ale to właśnie zakończenie jest najmocniejszym punktem książki i, mimo wszelkich wytkniętych wyżej wad, podziwiam osoby, którym nie zacisnęło się gardło. To ostatnie strony robią największe wrażenie i pozostają w pamięci - jeżeli nie fabularnie, to dotknie nas prawda ukrytego między wierszami przekazu. Co więcej, o ile czytając nie poruszyły mnie żadne zamieszczone w w tym tytule moralizatorskie stwierdzenia, to dopiero później, gdy przejrzałam zaznaczone cytaty, poczułam ich mądrość. Dopiero w momencie, gdy głębiej się nad nimi zastanowiłam i zinterpretowałam ze swojej perspektywy, w całkowitym oderwaniu o fabuły, do czego zachęcam i Was.
Masz przed sobą wspaniałe życie. Przeżyj je co do minuty. Zacznij już teraz.
Teraz całkiem szczerze chciałabym Wam polecić Promyczka. Jednocześnie proszę, byście nie robili mojego błędu i nie nastawiali się na nic wyjątkowego. Bo ta książka jest naprawdę bardzo dobrą powieścią, z uroczym Promyczkiem, cudownym Kellerem i niesamowitym Gusem (o którym będzie osobna powieść), z dość długim wstępem, który ma na celu stworzenie z nami silnej relacji oraz z nieścisłościami, które mogą wynikać ze słabego researchu autorki. Ale myślę, że to drobne fragmenty, na które zwracam uwagę ze swoich indywidualnych pobudek i których zwyczajnie nie zauważą osoby niewtajemniczone, a większość z Was będzie tą lekturą zachwycona.
Spoilery. Zaznacz tekst, jeżeli chcesz przeczytać:
Jedna rzecz, która najbardziej ubodła mnie w lekturze, również z moich indywidualnych powodów, to pewne nieścisłości, które mogą wynikać z braku wiedzy Kim Holden. Są to elementy, których osoby niewtajemniczone w temat zapewne nie zauważą, jednak dla mnie odegrały bardzo istotną rolę. Dotyczy to Promyczka i jej choroby. Po pierwsze, w tak zaawansowanym stadium choroby nie powinna brykać na lewo i prawo. Nawet, jeżeli zażywa leki przeciwbólowe, to one powinny również działać na nią negatywnie i, mimo uśmieżenia bólu, lekko ją otumiać lub wprawiać w senność. Osoby chore, nawet, jeżeli chciałyby udawać takie Promyczki, to nie są w stanie. Uwierzcie mi na słowo, leki zmieniają człowieka psychicznie i fizycznie i nie wystarczy tylko powiedzenie sobie "teraz będę się uśmiechać i udawać, że jest ok". Pomijam również fakt, którego nijak nie mogę wybaczyć. Dziewczyna łyka jak kartofle ibuprofen, który, tak się składa, szkodzi na wątrobę. A przypominam, że to właśnie wątroba pośrednio zabija dziewczynę. Albo Promyczek sam sobie szkodził, bo ma jakieś durnego lekarza, któremu należy zabrać uprawnienia, albo autorka nie zdawała sobie sprawy z tego błędu.
You made every day epic... Promyczek - Kim Holden | RECENZJA KSIĄŻKI
Reviewed by Unknown
on
czwartek, lipca 21, 2016
Rating: