Okładkowe dubelki [KSIĄŻKOŻERCY #5]
OKŁADKOWE
DUBELKI
Zdarzyła mi się
ostatnio taka sytuacja. Koleżanka poleciła mi książkę, przyniosła, pokazała.
Poszłam na jej poszukiwania – i inteligentna ja zapomniałam jej tytułu i
autora. Pamiętałam dziewczynę na okładce. Szukam. Szukam. W kierunku kasy
kierowałam się z czterema RÓŻNYMI książkami, które miały niemal IDENTYCZNE
okładki. Skąd się biorą takie duble?
Nie
ukrywajmy – pierwsze, na co zwracamy uwagę sięgając po kolejną książkę, to
okładka. Jedna przyciągnie wzrok, druga nie. Jak przyciągnie, to po nią
sięgniemy, przeczytamy opis, być może kupimy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy,
jak wiele perełek przeszło Wam koło nosa tylko dlatego, że okładka była nijaka
i dana pozycja Was nie zainteresowała. Ważne też, by okładka choć trochę
odwzorowywała to, co znajduje się w jej środku. Żebyśmy byli wstanie
stwierdzić, czy to horror czy romans. I to wyczuć przeważnie się da.
Jednak.
Niektóre
okładki są do siebie na zabój podobne. Wszystko przez użycie tych samych zdjęć
to ich zaprojektowania. Skąd to się bierze?
Zacznę
od tego, że niektóre wydawnictwa robią coś naprawdę cudownego, coś, co kocham –
czyli sesje fotograficzne. Pstrykają zdjęcia, które potem użyte są na okładki
całej serii. Ale tylko tej jednej, konkretnej serii. Dzięki temu nasza książka
jest jedyna w swoim rodzaju i nie możemy jej pomylić z żadną inną. Tak np. jest
w wypadku serii Rywalki, gdzie piękne suknie balowe od razu rzucają się w oczy
i wiemy, że mamy do czynienia z Kierą Cass. Tak jest też z Marą Dyer, której
podwodna para błyszczy do nas z półek sklepowych. Są jedyne, wyjątkowe,
niepowtarzalne – piękne.
Organizacja
takiej sesji nie należy jednak do najtańszych. Wydawnictwa najczęściej
korzystają ze stocków, z galerii zdjęć, które mogą używać. Płacą wtedy za
wykorzystanie danej fotki, nie wykupują całkowitych praw, a więc zdjęcie to nadal
jest dostępne dla innych wydawnictw. Efekt jest taki, że ta sama pani ujawni
się nam na okładce fantastyki (tylko dorysujemy jej skrzydła), romansu
(dokleimy z tyłu jakiegoś pana), horroru (zrobimy czarną okładkę i mnóstwo
groźnie wyglądających cieni), a nawet jakieś książki popularno-naukowej
(dodając tekst „jak schudnąć w x dni?”).
Wydawnictwa
naprawdę się starają – moim zdaniem, robią co mogą. Ale nie zawsze mogą wiele.
Stosują photoshopy, doklejają, wycinają, robią wszystko, by okładka wyróżniała
się spośród innych. Nie zawsze mogą zrobić to, co by chcieli. Nie mają praw do
oryginalnej okładki. Nie mają funduszy, by zorganizować sesję. Coś tam jeszcze
prawnie ich ogranicza…
Ale
jakby tak popatrzeć z drugiej strony, to jesteśmy temu trochę winni. Jestem
przeciwniczką ściągania z internetu książek/gier/programów itp. Jeżeli książek
nie kupujmy, tylko je ściągamy, no to nie ma co się dziwić, że nasi papierowi
przyjaciele drożeją, a wydawnictwa bankrutują – o zorganizowaniu sesji
zdjęciowej nie ma co mówić. Ale to już temat na osobny post.
Kilka przykładów (kliknij, by powiększyć)
Jestem
ciekawa, czy i Wy zauważyliście u siebie na półce lub w księgarni jakieś
książki o niemal identycznych okładkach? Może właśnie olśniło Was, że, kurczę,
kupiłam nie tę książkę, o której myślałam!
Czekam
na Wasze komentarze, opinie, a także na propozycje do kolejnych Książkożerców!
Okładkowe dubelki [KSIĄŻKOŻERCY #5]
Reviewed by Unknown
on
wtorek, czerwca 09, 2015
Rating: