Egzemplarze recenzenckie [KSIĄŻKOŻERCY #1]
Serdecznie
zapraszam Was na pierwszy post z serii „Książkożercy”. W tym cyklu będziemy
omawiać – w formie pisanej i video – różnorodne tematy bliskie książkoholikom
(czasem kontrowersyjne): książki, autorzy, okładki, bohaterowie, blogi
książkowe… Wszystko to, co może Was zainteresować. Chcę, aby pełniło to funkcję
pewnej dyskusji – więc czekam na Wasze opinie na dane tematy. No i na
propozycje co do kolejnych postów z serii „Książkożercy”.
EGZEMPLARZE
RECENZENCKIE
Nie muszę chyba tłumaczyć, co to takiego.
Wiadomo, że mamy do czynienia z książkami, które otrzymujemy do recenzji, gdy
nasza współpraca z wydawnictwem czy księgarnią przebiega na zasadzie barterowej
– dobro za dobro, książką za recenzję.
I prawdopodobnie większość osób, które nie
współpracują z wydawnictwami czy nie mają blogów myśli sobie „Wow! Interes
życia! Dostają książki za free!”. Okazuje się, że nie jest tak bajkowo, jak się
wydaje. I właśnie dlatego chcę Wam przedstawić plusy i minusy egzemplarzy
recenzenckich.
UWAGA!
Nie wszystkie podane niżej opinie są tym, co sama odczuwam. Pytałam o zdanie
kilku blogerów oraz książkoholików, którzy blogów nie posiadają.
+ Jestę
recenzentę, mam książki za darmo
I rzeczywiście takie otrzymujemy, o ile słowo
„za darmo” oznacza przeczytanie jej jak najszybciej i napisanie porządnej
recenzji (również w jak najkrótszym czasie).
Co do książek, jakie konkretnie są, zależy od
wydawnictw. Niektóre przedsiębiorstwa będą nam przesyłać to, co chcemy, o ile
mają daną pozycję na magazynie. Jednak większość skupia się na promowaniu
nowości. Dlatego właśnie zdarza się, że na jaki blog nie wejdziemy, pojawia się
recenzja tej samej książki – bo każdy recenzent otrzymał daną pozycję mniej
więcej w tym samym czasie i w tym samym dniu mija im termin opublikowania
recenzji – o czym wspomnę później.
+ Jestę
recenzentę, mogę się chwalić
Współpraca z wydawnictwami dla niektórych
może być dobrym pretekstem do pochwalenia się, wywyższenia ponad innymi. Bo i
chwalić można się nie wiele sposób, ale jeden z nich jest wyjątkowo irytujący.
Ten chamski, drażniący, po którym nie wiadomo, czy gratulować, czy
spoliczkować.
+/-
Jestę recenzentę, mam egzemplarze przedpremierowe
Coś, co może stanowić jednocześnie plus i
minus egzemplarzy recenzenckich to jeden z ich rodzajów, a mianowicie
egzemplarze przedpremierowe. Plus, bo czytamy coś szybciej niż inni, zanim to
jeszcze znajdzie się w księgarni – a więc znowu okazja do pochwalenia się przed
innymi i możliwość sprawienia, by nasz blog stał się „fejmem”, kiedy to u nas,
jako pierwszych, pojawi się recenzja i wszyscy rzucą się do nas. Tu jednak
zaczynają się wyścigi między blogerami, co naprawdę utrudnia zawieranie
znajomości.
No ale nie ukrywajmy, że dzięki egzemplarzom
przedpremierowym mamy okazję szybciej zapoznać się z jakąś historią, za której
bohaterami długo tęskniliśmy. A to co dla mnie w tym aspekcie jest wyjątkowo
cenne to brak spoilerów. Znam osoby, które uwielbiają spoilerować, robią to na
każdym kroku i stanowi to dla nich jakąś niewypowiedzianą radość. A w wypadku
egzemplarzy przedpremierowych nie mamy tego problemu. Bo mniej osób czytało
daną książkę, mniejsza jest szansa, że trafimy gdzieś na jakieś spoilery. No,
chyba że trafimy na innych recenzentów książkowych.
No ale, tak jak wspomniałam, egzemplarze
przedpremierowe nie dla wszystkich muszą być takie fajne. Przeważnie są ta
egzemplarze przed korektą, a więc z licznymi błędami, co może irytować podczas
czytania. Ja jakoś nie zwracam na nie uwagi, wciągam się w historię i nie
zwracam uwagi na pisownię. Dodatkowo często są to książki w postaci szczotki,
czyli zwyczajnych kartek A4 spięty spinaczem, bez okładki. No i postaw coś
takiego na półce, żeby się pochwalić? Czytaj w autobusie wyglądając jak student
ze stosem notatek? Albo można być kimś takim jak ja i cieszyć się z takich
urozmaiceń.
- Jestę
recenzentę, nie mam czasu
Kolejnym minusem są terminy. Recenzowanie
książek jest jak praca – otrzymujemy pewne zlecenie i mamy wyznaczony czas na
jego realizację. Na przykład recenzja ma ukazać się w dniu premiery. Czyli za
tydzień. Nie ważne, co teraz robisz, jakie masz obowiązku, musisz wszystko
rzucić i czytać. Oczywiście często z wydawnictwami da się dogadać, wspomnieć o
problemach i poprosić o wydłużenie czasu, ale wiadomo, że lepiej wyglądamy, gdy
jesteśmy punktualni. A bardzo często zdarza się tak, że (gdy współpracujemy z
kilkoma wydawnictwami) jakimś magicznym cudem dostajemy mnóstwo egzemplarzy do
recenzji na raz. W ciągu tygodnia potrafimy dostać 8 książek i każdą z nich
musisz zrecenzować w ciągu najbliższych dwóch tygodni. I bądź tu człowieku
mądry i się z tego wygrzeb.
- Jestę
recenzentę, wypalam się
No a skoro recenzowanie jest w pewnym sensie
pracą, to może pojawić się coś takiego jak wypalenie. Natłok egzemplarzy do
recenzji, kończące się terminy i obowiązki w domu, szkole czy pracy. W pewnym
momencie człowiek zdaje sobie sprawę, że nie czerpie już z czytania
przyjemności, że robi to poniekąd na siłę i że w sumie ma ochotę przeczytać coś
innego, chce przeczytać fantastykę, a tu mu znowu powieść historyczną
przysłali. Tak jednak często zdarza się u tych, którzy założyli bloga z myślą o
współpracach, o darmowych książkach, nie zdając sobie sprawy z licznych
obowiązków z tym związanych. Przed podjęciem współpracy radzę więc porządnie
zastanowić się, czy naprawdę tego chcemy, czy nie wolimy kupować sami te
książki, które naprawdę chcemy czytać. I czytać co chcemy, kiedy chcemy i ile
chcemy.
Ja sama zaczęłam interesować się współpracą
dość późno, bo dopiero wtedy, gdy wiedziałam, że prowadzenie bloga przynosi mi
frajdę, że nie rzucę go z dnia na dzień i kiedy zdałam sobie sprawę, że połykam
niemal każdą książkę, niezależnie od gatunku i podczas czytania nie rozmyślam
nad terminami, nie sprawdzam co chwila ile stron zostało do końca. Czytanie i
recenzowanie po prostu sprawia mi przyjemność. Więc to, czy widzimy plusy czy
minusy tego zajęcia zależy od naszej osobowości. Każdy z nas może patrzeć na
recenzowanie winny sposób.
Czekam teraz na Wasze opinie. Zgadzacie się z
czymś, co powiedziałam powyżej? A może jesteście kompletnie przeciw?
Współpracujecie z jednym/kilkoma/mnóstwem wydawnictw? Jak to oceniacie? Jak
sobie radzicie? A może recenzujecie, ale nigdy nie zamierzacie robić tego dla
wydawnictw?
Zapraszam do dyskusji, a także do obejrzenia
wersji video. Urozmaicona o scenki tematyczne.
No i czekam na Wasze propozycje kolejnych
postów z serii Książkożercy
Egzemplarze recenzenckie [KSIĄŻKOŻERCY #1]
Reviewed by Unknown
on
niedziela, marca 08, 2015
Rating: