Wiśniowy kolor niemieckiego lata
Ze spotykanymi na co dzień ludźmi mogą wiązać nas mniej lub bardziej przyjemne relacje. Do niektórych automatycznie podchodzimy z dozą niepewności, spodziewając się złych zamiarów. Słusznie?
Nastoletnia Emely to dziewczyna z ciętym językiem, niezbyt ogarniętą przyjaciółką i sercem oddanym nie temu, co trzeba. My to wiemy, choć ona uparcie się do tego przed samą sobą nie przyznaje (warto jednocześnie zaznaczyć, że nie w ten irytujący, znany nam z większości powieści sposób). Wciąż dogryza "ukochanemu", wręcz miesza go z błotem i próbuje upokorzyć na każdym kroku. Na szczęście pojawia się godny konkurent, inteligentny i wrażliwy chłopak poznany przez internet...
Jeżeli po Lecie Koloru Wiśni spodziewacie się lekkiej, przyjemnej i niezobowiązującej lekturki będącej mieszaniną gatunków young adult i new adult (bez pikantnych scen łóżkowych, chociaż język potrafi być ostry)... To właśnie to otrzymacie. Największa tajemnica historii, choć wciąż nie do końca jasna, wydaje się dość przewidywalna, ale, o dziwo, kompletnie nie przeszkadza to w odbiorze (podobnie jak wspomniany wyżej charakter głównej bohaterki). Można by rzecz - romans jak romans, gruba cegiełka, wielokrotnie spotykane wcześniej schematy i wydarzenia, a jednak jest w niej coś magnetycznego, niesamowitego pod nieznanym mi względem, przyciągającego i nawet brak wyjątkowo szybkiej akcji nie przekonywał mnie, by oderwać się od tej pozycji. Powodem mogła być kreacja postaci, której nie waham się nazwać realną, podobnie jak całej opowieści. Bohaterowie są prawdziwi, żywi i bez problemu możemy zacząć darzyć ich uczuciem. Wszystko to, co obserwujemy, nie wydaje się nam ani trochę przesłodzone czy wyolbrzymione; jesteśmy wręcz pewni, że akcja rozgrywa się tuż obok nas.
Lecę na ciebie jak zepsuty szybowiec.
Kolejnym ogromnym plusem powieści okazało się pióro Cariny Bartsch i język, jakim się posługuje. Nie potrafię do końca wytłumaczyć towarzyszącego mi podczas lektury wrażenia świeżości i wyjątkowości, ale jest coś w sposobie pisania autorki co sprawia, że nawet najnudniejszy fabularnie fragment czyta się z przyjemnością. Język był prosty i zrozumiały, a jednocześnie nie zanadto potoczny - za to urozmaicony nieco mądrzejszym, poważniejszym słownictwem i bardziej dorosłym, choć nadal nie metaforycznym tonem. Dzięki temu nawet starszy odbiorca nie czuje się zażenowany myślami młodych bohaterów co, właśnie to do mnie dotarło, zdarzało się zbyt często w czytanych przeze mnie młodzieżówkach. Narracja wydawała się dojrzała, ale niekoniecznie w ten szkolny, naukowy sposób. Przez całą powieść towarzyszy nam niebanalny humor, zarówno w przemyśleniach głównej bohaterki, jak i w dialogach, które w mgnieniu oka przemieniają się w utarczki słowne ociekające sarkazmem i znanym powiedzeniem "kto się lubi, ten się czubi". Cudownie czułam się, mogąc tak często chichotać pod nosem albo nawet wybuchać niekontrolowanym śmiechem, bo rzadko coś jest w stanie mnie rozśmieszyć - a w wypadku Lata skończyły mi się naklejki indeksujące do zaznaczania najciekawszych fragmentów.
Kiedy teraz myślę o zakończonym Lecie Koloru Wiśni zaczynam zdawać sobie sprawę, że nie była to lektura przełomowa i nad wyraz oryginalna. Dodatkowo, co dla mnie powinno stanowić ogromną wadę, napisana przez niemiecką autorkę, a zawsze miałam problem z "zaprzyjaźnieniem się" z ich mentalnością i powieściami. Wydarzyło się jednak coś niespodziewanego, bo pani Carina Bartsch całkowicie zauroczyła mnie stworzoną przez siebie historią i sposobem jej przygotowania. Stało się coś takiego, że mimo przewidywalności, dodaję Lato do moich ulubionych i zaczynam poszukiwania Zimy Koloru Turkusu - i już płaczę, że to tylko duologia.
Gdyby w słowniku były obrazki, obok słowa "dupek" znajdowałoby się twoje zdjęcie.
Kiedy teraz myślę o zakończonym Lecie Koloru Wiśni zaczynam zdawać sobie sprawę, że nie była to lektura przełomowa i nad wyraz oryginalna. Dodatkowo, co dla mnie powinno stanowić ogromną wadę, napisana przez niemiecką autorkę, a zawsze miałam problem z "zaprzyjaźnieniem się" z ich mentalnością i powieściami. Wydarzyło się jednak coś niespodziewanego, bo pani Carina Bartsch całkowicie zauroczyła mnie stworzoną przez siebie historią i sposobem jej przygotowania. Stało się coś takiego, że mimo przewidywalności, dodaję Lato do moich ulubionych i zaczynam poszukiwania Zimy Koloru Turkusu - i już płaczę, że to tylko duologia.
Uwaga! W książce znajduje się spoiler do książki/filmu Fight Club
Książka zrecenzowana w ramach współpracy z Księgarnią Internetową Bonito.pl
Książka bierze udział w wyzwaniach:
* Klucznik: Ona&On *
Zobacz także:
* Przypadki Callie i Kaydena - recenzja interaktywna *
* TOP 5 moich OTP *
* Eleonora i Park *
Wiśniowy kolor niemieckiego lata
Reviewed by Unknown
on
poniedziałek, lutego 29, 2016
Rating: