1... 2... 3... 10... Płytkich Oddechów...
Zazwyczaj jest odwrotnie. Zazwyczaj zaczynam książkę, która zapowiada się średnio, a z czasem się rozwija. A co zdarzyło się tym razem? Zakochałam się w tej powieści od pierwszych stron. Potem znalazłam kilka minusów, ale jakoś je zignorowałam.
JEDEN…
To
nie zdarza się często. Każda powieść może mieć przecież emocjonujące,
wzruszające i zapierające dech w piersi sceny, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło
mi się, bym już pierwsze zdania odbierała w ten sposób. By już pierwsze strony
tak silnie mówiły o emocjach i pokazały mi, jak poruszająca będzie to lektura.
Dziesięć płytkich oddechów. Przyjmij je. Poczuj je. Pokochaj je.
DWA…
Dziewczyna,
która nie jest nieśmiałym, grzecznym aniołkiem, jak bohaterki większości
powieści. Dziewczyna, która jest twarda jak skała, ćwiczy kickboxing, której
ciało ozdabiają tatuaże. Dziewczyna, która ucieka od tragicznej przeszłości.
Dziewczyna, na której drodze staje tajemniczy chłopak po to, by złamać jej
serce.
TRZY…
Główna
bohaterka przeżyła kiedyś coś strasznego, co odbiło się na jej psychice i
zachowaniu. Ale nie zdradza nam szczegółów wydarzeń, które do tego
doprowadziły. A przynajmniej nie od razu. Nasza ciekawość i oczekiwanie
przybierają na sile. A kiedy bańka pęka, gdy poznajemy prawdę, musimy głęboko
zaczerpnąć powietrza.
To
opowieść o twardej dziewczynie, która przeżyła więcej niż niejeden z nas i
która, zamiast się załamywać, otacza się kokonem, grubymi warstwami barier
niepozwalającymi dostać się do jej wnętrza. Mury te są w stanie stopniowo
kruszyć jedynie pożądanie, namiętność i prawdziwa miłość.
PIĘĆ…
I
postać chłopaka, uroczego, zawładającego sercem każdej czytelniczki i
ukrywającego pewien sekret, którego wyjawienie łamie nam serce. Chłopaka,
którego osobowości nie potrafimy (lub nie chcemy) zrozumieć. A kiedy łączymy
już wszystkie elementy, nie chcemy uwierzyć w otrzymaną układankę.
Tak, jakbyś walczyła przeciw byciu sobą. Za każdym razem, gdy odrobina prawdziwej ciebie się wymyka, zamykasz ją z powrotem. Ukrywasz ją.
SZEŚĆ…
To
nie jest historia płytkiego, słodkiego romansu. To coś głębszego, dotykającego
wielu drażliwych tematów, opierającego się nie tylko na głównej bohaterce, ale
i na problemach świetnie skonstruowanych postaci drugoplanowych. I mam gdzieś,
że wielu tajemnic się domyśliłam, że niektóre sceny były sztuczne, a pożądanie
dziewczyny momentami irytujące i przywodzące na myśl Greya – jestem w stanie to
wybaczyć.
SIEDEM…
Ta
powieść to prawdziwy rollercoaster emocji. Podczas czytania na mojej twarzy na
zmianę pojawiały się uśmiechy i łzy, wyrazy zaskoczenia, wzruszenia, a czasem
nawet obrzydzenia. Serce zatrzymywało się na kilka sekund po to, by za chwilę
zacząć bić ze zdwojoną prędkością.
OSIEM…
To
nie jest literatura dla dzieci, a raczej new adult, dla młodych dorosłych. To,
co charakteryzuje tę powieść, to brak przesłodzonych scen, jedynie prawdziwe
życie, przekleństwa, używki, sceny łóżkowe, kluby nocne, ukazanie
niesprawiedliwości świata i niezrozumiałych zachowań związanych z przeżytymi
traumami i fobiami. To historia ludzkich tragedii, które mogą dziać się obok
nas, ukazane w rzeczywisty, często bolesny sposób, doprawiona nutką namiętnej
miłości.
Nie chcesz mnie, Ben. Składam się z siedmiu warstw popieprzenia okraszonych odrobiną gównianego szaleństwa.
DZIEWIĘĆ…
To
historia o tym, jak bardzo nasz wygląd różni się od tego, co kryje się
wewnątrz. To historia o grze pozorów i udawaniu. O walce z przeszłością i o
przyszłość. O powolnym pokonywaniu tkwiących w nas barier i fobii. O żegnaniu
się z bliskimi i szukaniu wokół siebie miejsca na nowych. O zrozumieniu i
wybaczaniu – sobie i innym.
DZIESIĘĆ…
Dziesięć
płytkich oddechów…
Recenzja stworzona we współpracy z
księgarnią internetową Bonito.pl
Coś podobnego?
1... 2... 3... 10... Płytkich Oddechów...
Reviewed by Unknown
on
sobota, września 19, 2015
Rating: