Czy warto żyć? "Wszystkie Jasne Miejsca" + KONKURS
Czytałam i czekałam na te fajerwerki, o których mówili wszyscy. Dziwne wybuchy poczułam dopiero po zakończeniu lektury.
Gdy na okładce Wszystkich Jasnych Miejsc zobaczyłam rekomendację skierowaną do fanów Gwiazd Naszych Wina automatycznie zaczęłam dopatrywać się podobieństw między tymi dwiema powieściami. Niestety znalazłam ich całkiem sporo: spotkanie postaci w dość dramatycznym emocjonalnie momencie, w dodatku osoby te przechodzą wewnętrzne ogromne cierpienie; liczne podróże (tu dostrzegam podobieństwo nawet do Papierowych Miast), grupy wsparcia, psychologiczne i metaforyczne tematy rozmów o życiu i śmierci, odwołania do literatury - i poniekąd zakończenie. Podobieństw co nie miara i byłam skora do oznaczenia tej pozycji negatywną oceną. Ale odkryłam, że Jennifer Niven ugryzła ten temat z nieco innej strony, z trochę odmiennego powodu, dostarczając nam innych puent. Poza tym - dawno nie odczuwałam takich emocji nie w trakcie lektury, a po jej całkowitym zakończeniu. Takich, że chodziłam przygnębiona, że wszystko wokół zaczęło mnie dołować. Do nikogo się nie odzywałam, miałam ochotę zamknąć się w pokoju i płakać.
Bez wątpienia nie jest to książka genialna fabularnie, bo przyznam, że większa część powieści nieco mnie nużyła. Tak naprawdę dopiero po zamknięciu lektury dowiadujemy się, co chciała nam przekazać autorka. Zrozumiemy to dogłębniej, jeśli przeczytamy jej końcowe słowa i pewien dodatek z istotnymi numerami telefonów. Bo, o ile spodziewałam się takiego rozwiązania wydarzeń, to właśnie słowa Jennifer Niven skierowane prosto do odbiorcy wywarły na mnie największe wrażenie i sprawiły, że zaczęłam zastanawiać się nad znaczeniem poszczególnych słów, nad życiem własnym i moich bliskich. Bo to powieść dość specyficzna, która nie wbija w fotel dialogami czy zdarzeniami, ale jesteśmy zszokowani naszymi własnymi myślami i tym, jak te czterysta stron zmieniło nasze postrzeganie świata.
Ale o co właściwie chodzi? W podróży do jasnych miejsc towarzyszyć nam będzie nam dwoje nastoletnich narratorów. Violet kiedyś kochała pisać. Kiedyś, ponieważ dziewięć miesięcy temu straciła w wypadku siostrę. Stara się ponosić za to karę i gani się za każdy uśmiech czy dobry humor. Fitch za to jest chłopakiem specyficznym, często nazywanym "wariatem". Każdy dzień spędza na planowaniu swojej śmierci. Jest w tym cyniczny i sarkastyczny; nie widzi problemu w analizowaniu wad i zalet danego sposobu odejścia. Ta dwójka spotyka się na szczycie wieży, z której ktoś miał zamiar skoczyć, jednak wychodzą z tego bez szwanku - ale ich życie diametralnie się zmienia.
Zanim umrę, chcę mieć dzieci. Zamieszkać w Londynie. Mieć na własność żyrafę. Skoczyć ze spadochronem. Podzielić przez zero. Nauczyć się grać na fortepianie. Opanować francuski. Napisać książkę. Odwiedzić inną planetę. Być lepszym od ojca. Mieć o sobie dobre zdanie. Pojechać do Nowego Jorku. Poznać, co to równouprawnienie. Żyć.
Bez wątpienia nie jest to książka genialna fabularnie, bo przyznam, że większa część powieści nieco mnie nużyła. Tak naprawdę dopiero po zamknięciu lektury dowiadujemy się, co chciała nam przekazać autorka. Zrozumiemy to dogłębniej, jeśli przeczytamy jej końcowe słowa i pewien dodatek z istotnymi numerami telefonów. Bo, o ile spodziewałam się takiego rozwiązania wydarzeń, to właśnie słowa Jennifer Niven skierowane prosto do odbiorcy wywarły na mnie największe wrażenie i sprawiły, że zaczęłam zastanawiać się nad znaczeniem poszczególnych słów, nad życiem własnym i moich bliskich. Bo to powieść dość specyficzna, która nie wbija w fotel dialogami czy zdarzeniami, ale jesteśmy zszokowani naszymi własnymi myślami i tym, jak te czterysta stron zmieniło nasze postrzeganie świata.
Nie potrafię zdecydować się na ilość gwiazdek, jaką powinny dostać ode mnie Wszystkie Jasne Miejsca. Fabularnie dałabym jej 6/10, ale emocjom i poznawczym wrażeniom, jakie mi dostarczyła, bez wątpienia należy się 10/10 - choć mogą być to me własne odczucia. To książka o osobach posiadających problem z życiem, ale niekoniecznie dla takich osób przeznaczona. Robi wrażenie, przygnębia, zmusza do głębszej refleksji, ale nie każdy może być w stanie unieść tak ciężką tematykę. Pokazuje różne perspektywy i sposoby patrzenia na życie i śmierć; prezentuje świat oczami odmiennych osób, z których część co i rusz po upadku wraca na grzbiet wielbłąda, a pozostali nawet nie próbują podnieść się z piachu.
Uwaga na później: zanim postanowisz odebrać sobie życie, nie zapomnij skorzystać z toalety.
Czy warto żyć? "Wszystkie Jasne Miejsca" + KONKURS
Reviewed by Unknown
on
niedziela, stycznia 31, 2016
Rating: